Czwartek,

Po pirackim akcie abordażu jednej z wystawionych dla restauracyjnych gosci boi, rankiem ruszamy w kierunku Dubrownika.

W naszym wielokrotnie modyfikowanym planie, który ostatecznie przerodził się w „Round the Croatia”, Dubrownik stanowił punkt zwrotny, rozpoczynający żmudny powrót na północ.

Sveti Andrija z latarnią morską u wejścia do Dubrownika

Decyduję o porannym przelocie, aby przy odrobinie szczęścia zacumować gdzieś, po zachodniej stronie miasta. Oprócz nowej mariny dla super jachtów, po tanim nabrzeżu przy stacji paliw ani śladu. W głąb zatoki znajdujemy miejsce przy betonowym pirsie. Bez prądu i wody, bo jak się okazuje to pirs transferowy, więc nie narzekamy.

Południowy skwar postanawiamy przeczekać do wieczoru aby z pierwszym chłodem ruszyć w miasto.

Z pewnością to pozytywny efekt Covida, bo obecnie miasto pozwala się zwiedzić i zajrzeć w najmniejszy zakamarek. Z pewnością jest to dobry czas na zwiedzanie, a dla dziewczyn okazja do ubrania wyjściowych ubrań.

Piątek.

Z rana ruszamy w drogę powrotną na północ. Po wizycie w Dubrowniku (18 tys kroków na osobę), wszyscy zgodnie podejmują decyzję, że z planu skreślamy Split, Korčula i słabe knajpiane pizze na rzecz cichych, małych miasteczek, zatoczek i dobrego żarcia.

Kierujac się na północ, tak aby nasza droga nie skrzyżowała się z naszą poprzednią, płyniemy wzdłuż wybrzeża explorując pomniejsze groty. Mikołaj wydaje się być w swoim żywiole.

Zgodnie z nowym planem v2.006.56 na nocleg wybieramy małe miasteczko Žuljana – male urokliwe miejsce z bazą nurkową. Jak zawsze cieszy nas pozostawione miejsce na „szczycie” pirsu, tuż przy zielonej główce portu.

Cumując za „darmoszkę”, mamy w miejscu poczynionych oszczedności okazję wypróbowania lokalnej konoby. Podana ryba smakuje dobrze, ale istrickii makaron z krewetkami to już była petarda. Trafia do książki z przepisami.

Zdjęcia dań brak. Nikt nie zdążył zrobić 🙂

Zachód słońca nad Pelješac.

No responses yet

Dodaj komentarz